poniedziałek, 17 lutego 2014

Tęskniąc

Jotka wróciła do pracy. Nareszcie. Oczekiwałam tej chwili i chciałam żeby nastąpiła jak najszybciej. Chciałam już do ludzi, do innej rutyny, Chciałam myśleć o innych sprawach niż pieluszki i pranie... Rzeczywistość ma to do siebie, że zaskakuje młode matki. Sprawia, że to w co wierzyły przez całe życie nagle i bez ostrzeżenia staje się zdezaktualizowanym śmieciem. 

Co pamiętam z pierwszego dnia pracy? Płacz Zozo gdy wychodziłam. Jej radość z mojego powrotu do domu. Zapłakaną drogę do pracy. Spodziewałam się, że z każdym dniem będzie lepiej ale... nie jest. Wdrożyłam się w rutynę, moja córka ma wspaniałą opiekunkę, z którą bardzo się lubią. Obie świetnie sobie radzimy. Mój powrót do pracy powinien być dla nas obu zupełnie bezbolesny. Jestem blisko, mogę w ciągu dnia wyskoczyć do domu. Mogę w każdej chwili zadzwonić, w każdej chwili zażądać by moje dziecko mnie odwiedziło. Nie robię tego. Po półtorarocznym przebywaniu w swoim towarzystwie jesteśmy z Zozo ustawione jak sprawnie działający organizm i wszystko u nas gra ze sobą. Łatwo nam zmienić codzienną rutynę, dostosowujemy się do siebie ale też tęsknimy. Potwornie nam siebie brakuje. Wystarczy jedno rozstanie i powrót w ciągu dnia. 
Najważniejsza jest jednak ta chwila, gdy moja córeczka w bodziaku bez rękawów i różowych rajstopkach biegnie przez przedpokój krzycząc "mama, mamusia!!!". Każdego dnia żyję tylko dla tego momentu, gdy małe rączki oplatają moje nogi a mała Zo oświadcza z błogim uśmiechem "mamusia kosiam". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz